Lubię książki. Uwielbiam je kartkować i wsadzać nos między świeżo pokryte drukiem karty. Mam słabość do papierowych książek, nie stronię jednak od wersji elektronicznych i tych do słuchania. Czytam głównie fantastykę, książki o mitologii i historii, ale różne inne też się trafiają.
Ostatnio przeczytałam długo wyczekiwaną „Żmiję” Sapkowskiego i niestety muszę dołączyć do chóru rozczarowanych. Nie uważam, jak niektórzy, że to dno totalne i zrobione wyłącznie dla kasy. Nie wierzę, żeby Sapek rył w źródłach o sowieckim uzbrojeniu, aby zarobić łatwy szmal. Jednak zgodzę się z tymi, którzy uważają, że „Żmija” byłaby lepsza jako opowiadanie. Brakuje też trochę osławionego poczucia humoru i soczystości języka, chociaż na przykład bardzo przeze mnie lubiana mikropowieść „Maladie” nie jest wypełniona humorem, a jednak czyta się bardzo przyjemnie. Tak więc wiedźmin wciąż w moim Sapkowym rankingu pozostaje niepokonany. Zaraz za nim plasują się eseje o świecie króla Artura i „Rękopis znaleziony w smoczej jaskini”, które aż skrzą się od dowcipu, a do tego przekazują solidną wiedzę („i śmiech niekiedy może być nauką”, jak pisał Krasicki).
Jeśli chodzi o prozę zagraniczną, to w czasie mrozów (które, zresztą, wciąż trzymają się nieźle i nawet, zdaje się, zaciskają swe szpony coraz mocniej) przeczytałam „Zatopioną zimę” („Winter Under Water”) Jamesa Hopkina. Rzecz o Angliku, który zakochał się w Polce i przyjechał do naszego kraju. Polecam czytać po kawałku, bo to lektura lekka nie jest. Często autor przełącza się na coś w rodzaju prozy poetyckiej i wyczytać można różne dziwolągi w rodzaju „komary na ścianach rozciągają swoje martwe odnóża w kierunku zeszłego lata” czy „jego nerwy wibrują jak struny skrzypiec w kabarecie”. Pierwsze, co mnie uderzyło w tej książce, to to, że opisywane przez autora miejsca wszystkie są brudne, śmierdzące, zakłaczone i zasikane. No fajnie, pomyślałam sobie. Jak tak nas widzą na Wyspach… Nie spodobało mi się też, że już na jednej z pierwszych stron jest mowa o obozach koncentracyjnych. Na litość, przecież Polska to nie tylko obozy koncentracyjne! Potem jednak jest lepiej, a wraz z nadejściem wiosny cały świat (w tym przypadku chodzi o Kraków) pięknieje. Nie zauważyłam za bardzo zachwytu zimą, autor chyba jej nie lubi. Rozumiem, że ciężko mu się było zachwycać, skoro „było tak zimno, że zamarzały szpary między zębami”. Świetnie, pomyślałam, teraz Anglicy utwierdzą się w mniemaniu, że Polska to taka mniej więcej Syberia. Jednak chyba ładnie zostało oddane piękno wiosennej przemiany – bo wiosna tym jest piękniejsza, im dłużej na nią czekaliśmy.
W trakcie czytania:
* „444 zdania polskie”, Jerzy Bralczyk
* „Smakowitości obyczajowe”, Michał Rożek
* „Sekai no owari to Haado boirudo wandaarando” („Koniec świata i Hard Boiled Wonderland”), tom I, Haruki Murakami
* „Kosmologia dawnych Słowian”, Artur Kowalik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz