Recenzje książek, nie tylko beletrystycznych.

27 stycznia 2010

Smakowitości arturiańskie


            „Smakowitości obyczajowe” Michała Rożka to zbiór szkiców na przeróżne tematy. Znajdziemy tu tekst o karierze, jaką kawa zrobiła w Europie, o micie husarii, historii toalet, szkole dla niedźwiedzi, erotyce staropolskiej i wiele, wiele innych. Autor pochodzi z Krakowa i jego miasto pojawia się w bardzo wielu szkicach. Używa licznych cytatów ze starej literatury, które bardzo ciekawie doprawiają całość, jak choćby ten, autorstwa Jana Morsztyna:

W Malcieśmy, pomnę, kosztowali kafy,
Trunku dla baszów Murata, Mustafy
I co jest Turków, tak szkaradny
Napój, jak brzydka trucizna i jady,
Co żadnej śliny nie puszcza na zęby,
Niech chrześcijańskiej nie plugawi gęby.

Niemało jest również pikantnych cytatów, na przykład Jan Jakub Trembecki w „Wirydarzu poetyckim” pisał tak:

Para jabłek od Ewy, zdobycz z raju swoję
Panny w zanadrzu noszą dziś na żałość moję,
Której skoro się ręka dotknie, Adamowy
Wąż, pomsta grzechu, swej podnosi głowy.

Na końcu książki autor zamieścił listę lektur, które zainteresowanym pozwolą poszerzyć wiadomości – zabieg słuszny, gdyż często szkice są bardzo „szkicowe” i ma się poczucie, że zaledwie liznęło się danego tematu.

            Jako wielbicielka opowieści o bohaterach, nie mogłam przejść obojętnie obok „Legend o królu Arturze” autorstwa norweskiej noblistki Sigrid Undset. Sama forma graficzna książki jest ciekawa, pomijając jakość ilustracji, które mogłyby być lepsze, nie jak z ilustrowanej książeczki dla dzieci. Poza tym jednak książka jest bardzo ładnie wydana: w poręcznym formacie, z ładną czcionką użytą w tytułach rozdziałów i wielkich, eleganckich numerach stron. Nota dodana od wydawcy wzbudziła moją nieufność, gdyż po zaznaczeniu, że sprawy seksualności zajmują wiele miejsca w „Legendach…”, przeczytać w niej można: „Dlaczego jednak mimo tych – z punktu widzenia moralności katolickiej – oczywistych wypaczeń „Legendy…” zasługują nie tylko na wydanie, lecz i na szerokie spopularyzowanie?”. Inny cytat: „…zamiast spodziewanego retuszu etycznego i przywrócenia legendom ich pierwotnych kształtów – otrzymamy dalsze przejaskrawienia”. No, jeśli by próbować dotrzeć do pierwotnej wersji, to niewiele chrześcijańskości by w tych legendach zostało… Gdy spojrzałam na wydawcę, moje zdziwienie ustąpiło: wydawnictwo PAX jest wydawnictwem katolickim, co wiele wyjaśniło. Nie należy jednak zapominać, iż – że zacytuję Sapkowskiego – „ze wszystkich wersji legendy „Wulgata” (wersja z XIII w., odpowiedź Kościoła na świeckie wersje legend) jest najbardziej dosadna i dosłowna jeśli chodzi o sprawy miłości cielesnej. Dzieło po prostu dyszy seksem i erotyzmem”.
            Undset oparła się przede wszystkim na wersji Thomasa Malory’ego. Jej „Legendy…” są na wskroś przesiąknięte chrześcijańskim pojęciem grzechu i nieczystości, niemniej bohaterowie nader łatwo grzechowi ulegają. Nie wszyscy rycerze są bez skazy, często są pyszni, mściwi i zatwardziali. Zapewne dzięki temu ich przygody są barwne i ciekawe.
Wiele miejsca Undset poświęciła także bohaterkom – królowej Ginewrze, Morgan Le Fay, Elain czy Nimue (Ninii). Co zaskakuje, czasami fakty są podane zupełnie bez wyjaśnienia ich przyczyny. Dowiadujemy się, że Morgan, przyrodnia siostra Artura, mieszkała na jego dworze i król ufał jej bezgranicznie (bardziej nawet, niż swojej żonie), a po jakimś czasie czarodziejka knuje zamach na jego życie, gdyż „nienawidzi go najbardziej na świecie”. I tu czytelnik staje bezradny, zupełnie jak Artur, bo nie wie, dlaczego nagle Morgan zadaje ten niespodziewany cios. Jednak z pewnością warto sięgnąć po „Legendy…” – są to niby historie dobrze nam znane, a jednak wciągają jak najlepsza powieść.


W trakcie czytania:

♠ „444 zdania polskie”, Jerzy Bralczyk
♠ „Sekai no owari to Haado boirudo wandaarando” („Koniec świata i Hard Boiled Wonderland”), tom I, Haruki Murakami
♠ „Kosmologia dawnych Słowian”, Artur Kowalik
♠ „Boski dwumian”, Jadwiga M. Rodowicz

23 stycznia 2010

Zimowa żmija


            Lubię książki. Uwielbiam je kartkować i wsadzać nos między świeżo pokryte drukiem karty. Mam słabość do papierowych książek, nie stronię jednak od wersji elektronicznych i tych do słuchania. Czytam głównie fantastykę, książki o mitologii i historii, ale różne inne też się trafiają.
            Ostatnio przeczytałam długo wyczekiwaną „Żmiję” Sapkowskiego i niestety muszę dołączyć do chóru rozczarowanych. Nie uważam, jak niektórzy, że to dno totalne i zrobione wyłącznie dla kasy. Nie wierzę, żeby Sapek rył w źródłach o sowieckim uzbrojeniu, aby zarobić łatwy szmal. Jednak zgodzę się z tymi, którzy uważają, że „Żmija” byłaby lepsza jako opowiadanie. Brakuje też trochę osławionego poczucia humoru i soczystości języka, chociaż na przykład bardzo przeze mnie lubiana mikropowieść „Maladie” nie jest wypełniona humorem, a jednak czyta się bardzo przyjemnie. Tak więc wiedźmin wciąż w moim Sapkowym rankingu pozostaje niepokonany. Zaraz za nim plasują się eseje o świecie króla Artura i „Rękopis znaleziony w smoczej jaskini”, które aż skrzą się od dowcipu, a do tego przekazują solidną wiedzę („i śmiech niekiedy może być nauką”, jak pisał Krasicki).
            Jeśli chodzi o prozę zagraniczną, to w czasie mrozów (które, zresztą, wciąż trzymają się nieźle i nawet, zdaje się, zaciskają swe szpony coraz mocniej) przeczytałam „Zatopioną zimę” („Winter Under Water”) Jamesa Hopkina. Rzecz o Angliku, który zakochał się w Polce i przyjechał do naszego kraju. Polecam czytać po kawałku, bo to lektura lekka nie jest. Często autor przełącza się na coś w rodzaju prozy poetyckiej i wyczytać można różne dziwolągi w rodzaju „komary na ścianach rozciągają swoje martwe odnóża w kierunku zeszłego lata” czy „jego nerwy wibrują jak struny skrzypiec w kabarecie”. Pierwsze, co mnie uderzyło w tej książce, to to, że opisywane przez autora miejsca wszystkie są brudne, śmierdzące, zakłaczone i zasikane. No fajnie, pomyślałam sobie. Jak tak nas widzą na Wyspach… Nie spodobało mi się też, że już na jednej z pierwszych stron jest mowa o obozach koncentracyjnych. Na litość, przecież Polska to nie tylko obozy koncentracyjne! Potem jednak jest lepiej, a wraz z nadejściem wiosny cały świat (w tym przypadku chodzi o Kraków) pięknieje. Nie zauważyłam za bardzo zachwytu zimą, autor chyba jej nie lubi. Rozumiem, że ciężko mu się było zachwycać, skoro „było tak zimno, że zamarzały szpary między zębami”. Świetnie, pomyślałam, teraz Anglicy utwierdzą się w mniemaniu, że Polska to taka mniej więcej Syberia. Jednak chyba ładnie zostało oddane piękno wiosennej przemiany – bo wiosna tym jest piękniejsza, im dłużej na nią czekaliśmy.

W trakcie czytania:

* „444 zdania polskie”, Jerzy Bralczyk
* „Smakowitości obyczajowe”, Michał Rożek
* „Sekai no owari to Haado boirudo wandaarando” („Koniec świata i Hard Boiled Wonderland”), tom I, Haruki Murakami
* „Kosmologia dawnych Słowian”, Artur Kowalik